"Doktor" Jacek Burski zapomniał, że zawód lekarza jest służbą.O kulturze też nie słyszał. Rozmawia z rodziną chorego siedząc przy komputerze odwrócony plecami... Pycha zalała mu oczy a z pamięci wyrzucił przysięgę Hipokratesa.Nie potrafi zapanować nad personelem. O śmierci mojej mamy powiadomiono mnie po upływie 5 godzin. W tym czasie personel zdążył przełożyć prywatny materac przeciw odleżynom innej chorej z tej samej sali i przetrzepać prywatną torebkę mamy, skąd wyjęto kopertę z dokumentami (pielęgniarki tłumaczyły, że muszą tak robić dla sprawdzenia!, aby rodzina nie wpierała im,że chory miał przy sobie pieniądze !). Przy okazji zagubiono legitymację ZUS mojej mamy, a w książce wypisów odnotowano, że oddano wszystkie dokumenty. Po zgłoszeniu całej sprawy panu Burskiemu ten skwitował, iż nic się nie stało, ponieważ materac się znalazł a legitymację mogła zgubić rodzina. Co do faktu grzebania w torbie mamy po jej śmierci nie zdążył nic wymyślić. Inteligencja zawiodła.Przeprosin się nie doczekaliśmy,wręcz przeciwnie stwierdził, iż mamy ubeckie zachowanie (dla mnie nie jest to zrozumiałe ,ale pan "doktor" na pewno wie co znaczy ubeckie). Nic dziwnego, że radomskie szpitale cieszą się złą sławą dzięki takim ludziom. Podobno są nie do ruszenia. Do czasu panie Burski... Dzielę się tą opinią na wielu portalach, by jak najwięcej osób dowiedziało się z jaką osobą mają do czynienia.